DietaNajnowszeZdrowie i uroda

Niezdrowe nawyki żywieniowe Polaków

Niezdrowe nawyki żywieniowe Polaków 1
6.76Kodsłon

Polacy nie należą do najzdrowszych narodów świata i tego nie trzeba udowadniać. Średnia długość naszego życia może i nie jest najgorsza, ale mogłaby się zdecydowanie poprawić, gdyby więcej osób zwracało uwagę na to, co kładzie na talerzu.

Jeżeli chodzi o rankingi, nasi rodacy stoją na podium (konkretnie na drugim miejscu) w klasyfikacji narodów kupujących najwięcej suplementów diety.

Co z tego wynika? Że dbamy o zdrowie i chcemy zapobiegać wszelkim niedogodnościom zdrowotnym?

Niestety nie, kupowanie suplementów to oznaka, że nie potrafimy dostarczyć sobie odpowiednich składników odżywczych z „normalnego” jedzenia. Co gorsza, często kupujemy suplementy nie do końca nam potrzebne, a zapominamy o istotnych.

Mimo ego, że pozornie mamy wiedzę o tym, czego nie powinniśmy jeść, a co da nam zdrowie, mamy w nosie wszelkie porady i stawiamy na wygodny tryb życia, jemy to, co smaczne. A gdy na starość dopadnie nas zawał, udar, osteoporoza czy marskość wątroby, zadamy sobie pytanie: „Może jednak powinienem był jeść lepiej?”.

Drogi czytelniku, wyobraź sobie osobę w podeszłym wieku, która nie cierpi na żadne dolegliwości i jest zdrowa jak rydz. Każdy rówieśnik będzie jej zazdrościł, a ona sama będzie mogła żyć aktywnie i szczęśliwie jeszcze długo po przejściu na emeryturę.

Ty możesz być tą osobą, jeżeli już dziś zainteresujesz się tematyką zdrowego odżywiania. Ten artykuł przedstawi ci tylko podstawy wiedzy z tej dziedziny, więc jeżeli chcesz zostać ekspertem, polecam sięgnąć także do innych źródeł.

Pamiętaj, że nie wszystko, co piszą w internecie, jest prawdą. Istnieje mnóstwo sfałszowanych badań, które karmią ludzi fałszywą wiedzą. Sam dokonuj wyborów, myśl racjonalnie i obserwuj swe ciało, a dowiesz się, co jest dla niego korzystne. Na skutki zdrowej diety nie trzeba bowiem czekać kilka lat. Już po miesiącu możesz odczuć lepsze trawienie, lepszy nastrój i więcej energii.

Za dużo soli

Różne źródła podają różne dopuszczalne wartości maksymalnego dziennego spożycia soli. Jedni mówią o 2 gramach, a ci bardziej pobłażliwi podają dzienną normę do 5 gramów. Co zaskakujące, 5 gramów chlorku sodu to równowartość płaskiej łyżeczki do herbaty. A przeciętny Polak w ciągu doby zjada 2-3 razy więcej! Ma to opłakane skutki dla zdrowia.

Po pierwsze sól „wyciąga” wodę z komórek, toteż podawanie jej sobie regularnie w dużych dawkach wysusza nas od środka. Komórki bez wody szybciej starzeją się i umierają, a także mają mniejszą odporność. Nie na darmo mówi się, że woda to życie. My, jedząc 10 gramów białej trucizny dziennie, dobrowolnie pozbawiamy się tego życia.

Po drugie, ta woda z komórek musi gdzieś zawędrować. Znajduje sobie miejsce w naszym krwiobiegu, a nadwyżka wody to dla naszego serca smutna wiadomość, ponieważ podnosi ona ciśnienie krwi. Podwyższone ciśnienie z roku na rok zbiera śmiertelne żniwo.

Po trzecie zawarty w soli sód jest antagonistą (przeciwnikiem) potasu. A potas dba o nasz układ krwionośny i sprawne funkcjonowanie mięśni.

Po czwarte sól zatrzymuje wodę w krwiobiegu, przez co możemy zaobserwować u siebie spuchnięcie twarzy, cellulit i uczucie obrzmienia. Zatrzymanie wody to także utrudnione odchudzanie. Sól to cichy zabójca. Gospodaruje wodą w najgorszy możliwy sposób. Z jednego miejsca ją zabiera, a w innym zatrzymuje jej nadmiar.

Kto spożywa optymalne wartości chlorku sodu, zachowa świetne zdrowie, a kto soli wszystko (może nawet i herbatę) kiedyś tego pożałuje. Nie tak łatwo przestać solić, bo mózg lubi sól. Działa ona w pewien sposób jak narkotyk, dając nam uczucie minieuforii i sprawiając, że z czasem chcemy jej więcej.

I wreszcie, po piąte- sól, a konkretnie chlor w niej zawarty, zakwasza organizm. W jaki sposób szkodzi nam nadkwasowość? O tym w następnym punkcie.

Za dużo mięsa i nabiału

Przeciętny polski obywatel nie wyobraża sobie dwóch dni bez mięsa i dnia bez nabiału. Jestem w stanie to zrozumieć, gdyż sam byłem chyba największym maniakiem nabiału pod Słońcem. Jadłem go 4 razy dziennie i dodawałem do tego mięso, co najmniej 3 razy dziennie. Jadłem bardzo dużo, a wydawało mi się, że jem zdrowo.

Prowadzę aktywny tryb życia, a więc wmawiałem sobie, że nawet jak mam jakieś niedobory, ćwiczenia załatwią sprawę. Byłem po prostu naiwny, a widza, którą posiadałem o odżywianiu, była jednym wielkim mitem.

Wyobraźcie sobie ten dzień, kiedy ujrzałem wykład o weganizmie i moją minę, czyli minę pseudoeksperta od spraw zdrowia, uświadomionego, że został oszukany. To był dla mnie szok, aczkolwiek nie bałem się zmian i przerzedłem na dietę wegańską.

Oprócz powodów etycznych jest kwestia zdrowotna. Mięso najlepiej całkowicie wykluczyć z diety, a jeżeli ktoś ma na tyle silną wolę i wie czym go zastąpić- nabiał też. Dlaczego?

Produkty odzwierzęce mają bardzo wysoki potencjał zakwaszający. Nasz organizm nie wytwarza urykazy, czyli enzymu rozkładającego kwas moczowy. Ten powstaje głównie po spożyciu żywności pochodzenia zwierzęcego. Jest to związek, który mocno nas zakwasza.

Razem z amoniakiem i innymi azotanami tworzy śmiertelną mieszankę, która cały czas krąży we krwi. Organizm chce zachować naturalne PH krwi, ale my mu to uniemożliwiamy. A bez równowagi wewnętrznej (homeostazy) wszystkie kluczowe procesy spowalniają.

Zakwaszenie to mniejsza odporność, mniej energii, wolniejsza regeneracja i przede wszystkim szybsze starzenie się. Nabiał mięso są uzależniające, albowiem mają duże ilości soli, która jak już wiecie, nie jest obojętna dla zdrowia. Jeżeli ktoś zdecyduje się na porzucenie mięsa, nie traci nic.

Białko, czy żelazo jest też w roślinach. Jeżeli wraz z mięsem wykluczasz nabiał, musisz niestety suplementować witaminę D (w połączeniu z wapniem działa lepiej).

Organizm sam ją syntezuje w kontakcie ze słońcem, ale nasz obecny tryb życia nie jest zbyt nastawiony na przebywanie za zewnątrz, a nawet jeżeli jesteś na słońcu, kremy z filtrem uniemożliwiają syntezę tej witaminy.

Ludzie spożywający mięso także często mają niedobory tej witaminy, bo jej najkorzystniejszą formę produkujemy sami. Drugą sprawą jest witamina b12. Produkują ją tylko bakterie w układzie pokarmowym, a u nas te bakterie są w jelicie grubym, toteż nie możemy jej wchłaniać.

Jest niezwykle istotna, a w zamierzchłych czasach był obecna także na roślinach, bo bakterie z gleby ją produkują.

Dzisiaj, w dobie sterylnych szklarni, weganin nie ma szans na zjedzenie tej witaminy, a więc dla pewności warto kupić suplement. Kiedy już człowiek rezygnuje z pokarmów odzwierzęcych, a robi to z głową, zyskuje dużo więcej niż tylko odkwaszenie. Zapraszam do kolejnego punktu.

Za mało błonnika i witamin

Jedząc dużo białka zwierzęcego, zapychamy żołądek i przez to nie mamy miejsca na rośliny. Nawet kiedy ktoś stara się zrównoważyć szkodliwy efekt tłustych kotletów schabowych surówką, nie może mówić, że je zdrowo.

Pewnego dnia sam się o tym przekonałem. Postanowiłem dzięki stronie www. cronometer. com obliczyć, ile spożyłem każdej z substancji odżywczych, ponieważ bałem się, że cierpię na niedobory tego, tamtego i jeszcze czegoś innego.

Byłem wtedy początkującym weganinem. Jadłem dość małe porcje, jednak uważałem, żeby wszystko było zdrowe i oczywiście roślinne. Jako osoba aktywna potrzebuję dużych ilości białka do regeneracji i właśnie o białko martwiłem się najbardziej.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy cronometer ukazał, że spożyłem 150 procent normy spożycia białka! Do tego zrealizowałem 99 procent celów dietetycznych. Wszystkie najistotniejsze witaminy dostały się do mojego żołądka.

Na drugi dzień, również przy użyciu tego programu przeanalizowałem dietę swojego znajomego, który to jest zapaleńcem siłowni i ma ustalone godziny posiłków, wie, co będzie jadł przez następny tydzień i uważa się za super zdrowego gościa. Co się okazało? Nie zrealizował nawet 60% niezbędnych zapotrzebowań!

Po prostu jadł za mało warzyw. Nieświadom tego, że jego dieta nie jest wcale taka wspaniała, codziennie narażał ciało na szwank z powodu wielu niedoborów. Przeanalizowałem również dietę kilku znajomych i zobaczyłem jeszcze gorsze wyniki. Zrozumiałem wtedy, że uratowałem swój organizm, przechodząc na dietę składającą się z samych roślin.

Co najistotniejsze, ja spożyłem coś w granicach 120% zapotrzebowania na błonnik, a wśród znajomych spożycie go wahało się koło 20-40 procent! Przecież to jest po prostu nie do przyjęcia. Błonnik przyśpiesza metabolizm, sprawia, że czujemy się syci, a także zapobiega nowotworom, między innymi nerek.

Dodatkowo oczyszcza nas z toksyn, których swoją drogą głównym źródłem jest mięso. Nasz układ trawienny jest na tyle długi, że niestrawione resztki mięsa zaczynają w nim gnić. Zlepki na wpół obrobionego pokarmu odzwierzęcego zalegają w nas, pleśniejąc i wydzielając bardzo szkodliwe trucizny, które mogą przedostawać się do krwi przez wyściółkę jelita i rozpraszać się na całe ciało.

Nie na darmo natura wyposażyła drapieżniki w bardzo krótkie układy pokarmowe. U nich nie występuje problem toksycznych złogów, bo szybko je wydalają. U ludzi zaparcia spowodowane niezdrową dietą, wiążącą się z małą ilością błonnika często przybierają skrajną formę.

Mówimy wtedy o kamieniach kałowych. Wielu z nas nieświadomie je nosi w sobie. Wystarczy zapytać ludzi, którzy zostali poddani lewatywie. O ile będą skłonni się przyznać, potwierdzą moje obawy, że większa część populacji ma ten problem.

O ile masz mocne nerwy, możesz wpisać w wyszukiwarkę obrazów Google hasło „kamienie kałowe” i zobaczyć, z czym wiąże się małą ilość spożywanego błonnika. Rozwiązanie wszelkich problemów to przejście przynajmniej na wegetarianizm. Najlepszą drogą jest weganizm.

Każdy weganin spożywa dostatecznie dużą ilość roślin, by zapewnić sobie ogromną podaż kluczowych witamin i mieć zdrowe jelita. Zastanów się nad tym. Czy warto polubić plony ziemi? Odpowiedź nasuwa się sama i mam nadzieję drogi czytelniku, że i ty będziesz należeć do zdrowej społeczności i że każdy dzień przyniesie ci szczęście!

Zostaw odpowiedź

livefree.pl
Autor nad autorami. Tajemniczy i mądry. Przeszedł już niejedno i ma ogromny bagaż doświadczeń, którymi chce dzielić się tutaj na portalu.